TikTok nie stanowi większego zagrożenia niż np. Instagram czy LinkedIn
W piątek wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski powiedział w radiowej Trójce, że nikt nie powinien mieć TikToka na urządzeniu służbowym.
"Osobiście nie przepadam za TikTokiem i uważam, że treści tam prezentowane przynoszą młodzieży więcej szkody niż pożytku, ale patrząc na sprawę wyłącznie od strony technicznej, pod kątem cyberbezpieczeństwa, to TikTok nie stanowi jakiegoś większego zagrożenia niż np. Instagram czy LinkedIn" - ocenił szef zespołu bezpieczeństwa portalu niebezpiecznik.pl Piotr Konieczny.
Według eksperta za pomocą aplikacji TikTok nikt nie jest w stanie pobrać z konta zdjęć, wykraść kontaktów czy uruchomić kamerki i mikrofonu, o ile użytkownik wcześniej sam nie pozwoli na dostęp do odpowiednich uprawnień.
"Wy to kontrolujecie! I nawet jeśli w przeszłości daliście się nabrać na tiktokowy (lub instagramowy) dark pattern wymuszający zgodę na danym uprawnieniu, to możecie tę zgodę w każdej chwili odwołać" - zastrzegł Konieczny we wpisie zamieszczonym na Facebooku.
Dodał, że TikTok nie odczytuje i nie wykrada danych z innych aplikacji na smartfonie, bo nie pozwalają na to mechanizmy zarówno iOS, jak i Androida.
Zwrócił uwagę, że choć było to w przeszłości możliwe, obecnie aplikacja TikTok nie może "po cichu" zajrzeć, co użytkownik ma skopiowane do schowka.
"Wciąż jednak TikTok może +po cichu+: domyślić się waszej lokalizacji. I to na kilka sposobów, nawet jeśli nie dacie mu do tego uprawnienia! Może też +bezprawnie+ tę wiedzę wykorzystać do śledzenia osób, których +nie lubi+" - przyznał.
Dodał, że TikTok może również zbudować profil użytkownika nie tylko w oparciu o to, co on ogląda, ale też o to, co pisze, również w wiadomościach prywatnych.
"Facebook, Twitter czy Instagram mogą robić (i robią) dokładnie to samo. Różnica tkwi w tym, że niektóre aplikacje Wasze dane przekazują dobrym Amerykanom, a inne +niedobrym+ Chińczykom" - wyjaśnił.
Zdaniem Koniecznego zarówno TikTok, jak i Facebook, Instagram czy X (dawniej Twitter) należy postrzegać przede wszystkim jako zagrożenia dla prywatności i narzędzia wpływu na decyzje użytkowników.
"Osiągają to algorytmami, które +podpowiadają treści+. Cel to przede wszystkim zmusić was do jakichś zakupów. Ale tej samej +broni+ można użyć, aby was zasmucić, ogłupić lub +pomóc+ w podjęciu decyzji na kogo zagłosować" - napisał. (PAP)
Autor: Iwona Żurek
iżu/ ral/ mow/